Sytuacja miała miejsce na początku maja, w tym czasie mój brat był
w trakcie budowy - kupił działkę niedaleko mnie i się budował. Wraz
ze swoją małżonką
w zasadzie ze mną zamieszkali.
Przychodzi bratowa i mówi, że znalazła pieska na jezdni, który nie mógł
chodzić
i zaniosła do sklepu. Sklepowa powiedziała, że to jej i żeby położyć
go
w ogródku - zaraz się nim zajmie. Postanowiłyśmy jednak pójść i
sprawdzić, czy faktycznie nim się zajęła - jak to na wsi, a kogo
obchodzi pies. Sklep zamknięty, psa na podwórku nie ma. Bratowa chciała
wracać, ja poszłam wzdłuż płotu ...
i zobaczyłam wyrzuconą za ogrodzenie psinkę pod drzewem. To był
ten piesek. Po wzięciu na ręce - nie płakał, nie piszczał - był
tylko taki smutny - obejrzałyśmy łapki, jak z gumy. Byłam pewna, że
ma uszkodzony kręgosłup. Stwierdziłam - trzeba uśpić, żeby nie
umierał z pragnienia. Ja nie mogłam jechać - pojechała bratowa z moją
córką, która już się w psinie zakochała i padło pytanie, czy jeżeli
da się go uratować to może go wziąć - odpowiedziałam - TAK. W
klinice okazało się, że łapy są tylko połamane, choć paskudnie, bo
obie tylnie i w wielu miejscach. Radiolog i wet powiedzieli, że musiał
dostać jakimś prętem po łapach, w każdym razie nie samochód, i tak
został z nami nasz Lary.
08.08.2001.
Hejka,
Mój pies dzisiaj po raz pierwszy PODRAPAŁ SIĘ W UCHO!!!! poczułam się
tak jak wtedy gdy moje dziecko stawiało pierwsze kroki:))) Może łapki
dojdą mu całkiem do zdrowia - jak biega to prawie nie widać, że miał
połamane.
Joanna
|